BLACKBURN 2-0 ASTON VILLA
Dwie bramki Mortena Gamsta Pedersena dały zwycięstwo Blackburn w pierwszym meczu pod okiem nowych właścicieli: Venkateshwary i Balaji Rao.
Trzeba przyznać, że nasi dzisiejsi rywale przy obu bramkach nie mogli narzekać na brak szczęścia, ale jak mówi stara maksyma: „”Szczęście sprzyja lepszym””.
Początek spotkania wyglądał obiecująco z naszej strony i zapewne większość kibiców The Villans czekała na powtórkę stylu gry z przed tygodnia z meczu z United. Niestety po kilku dobrze zapowiadających się akcjach, gra naszej drużyny (mimo, że dobrze wyglądająca) nie przynosiła żadnych efektów w postaci strzałów na bramkę czy choćby stałych fragmentów w odległości skutecznego strzału.
Przez całe 90 minut zagroziliśmy bramce rywala tak naprawdę trzy razy. Dwukrotnie mocne strzały Downinga bronił Robinson, a przy strzale Asha bramkarza gospodarzy wyręczyła poprzeczka. W pozostałych naszych akcjach, kiedy piłka była kierowana w pole karne rywali, za każdym razem futbolówka w efekcie końcowym została wybijana z dala od bramki. Duet stoperów Bburn Samba, Nelsen spisywał się dzisiaj bez zarzutów, a nasza drużyna nie posiadająca żadnego rosłego piłkarza grającego w przodzie była po prostu spisana na straty w jakiejkolwiek walce w powietrzu w dzisiejszym meczu.
Blackburn stworzyło dzisiaj niewiele więcej groźniejszych akcji niż Aston Villa, ale to gospodarze meczu strzelili dwie bramki i zgarnęli trzy punkty. Pierwszy gol padł w 47. minucie pierwszej połowy mimo iż sędzia doliczył tylko jedną minutę do regulaminowych 45. Pedersen przymierzył z ostrego rzutu wolnego prosto w dalszy górny róg i Brad Friedel, który szykował się do wyłapania dośrodkowania skapitulował przez swoje wyjście z bramki (to nie pierwszy taki gol Pedersena w tym sezonie). W drugiej połowie, kiedy nasi chcieli za wszelką cenę wyrównać, Blackburn w jednej z kontr wywalczyło rzut rożny, który umiejętnie zamieniło na gola. Strzał swojego kolegi z drużyny przecina Gamst Pedersen, który był nie pilnowany na 5. metrze i piłka ląduje w samym środku bramki podczas gdy Brad Friedel znajdował się przy jednym ze słupków bramki. Później szansę na trzeciego gola po szybkiej kontrze zmarnował El-Hadji Diouf i wynik już do ostatniej minuty nie został zmieniony.
Niestety polegliśmy ale jest jeden pozytyw z tego meczu. W 70 minucie na placu gry pojawił się Robert Pires zmieniając Stephena Irelanda i trzeba powiedzieć, że 37 latek nie odstawał poziomem gry od innych graczy, a i jak trzeba było gonić zawodnika w kontrze to Robert szybkościowo mu nie ustępował. Szkoda, że to jedyny pozytyw, bo tak na dobra sprawę mecz z Blackburn, które tak naprawdę bramki strzela w większości przypadków ze stałych fragmentów gry Aston Villa powinna umieć pokonać, a co najmniej zremisować.
Posiadanie piłki:
Blackburn 47% – 53% Aston Villa
Strzały celne:
Blackburn 5 – 11 Aston Villa
Strzały niecelne:
Blackburn 9 – 5 Aston Villa
Rzuty rożne:
Blackburn 5 – 8 Aston Villa
Faule:
Blackburn 15 – 10 Aston Villa








nie byliśmy gorsi w tym dość nudnym trzeba przyznać meczu:(…znów tam poprzeczka (nie)siadła…za dużo tych młodzików, widać braki kadry…Hoggi, Heddy i inne Bannany nie będą nam 3pkt z wyjazdów przywozić…staram się nie podchodzić zbyt emocjonalnie i traktować ten sezon jako „przetarcie” a następnie liczę na pokazanie pazurków w następnym…
Sami się wepchnęliśmy w tą grę chcąc pchać się górnymi piłkami. To trzeba było wykorzystać szybką grą. Szkoda, że nie umiejętnie korzystamy z potencjału młodego Bannana.
Szczęście sprzyja lepszy. Villi wciąż nie sprzyja. Po słabym, chaotycznym występie zasłużona porażka. W defensywie jest taki burdel, że wystarczy powiesić balona w oklicach 10 metra i już strać się bać czy zaraz nie będzie gola.
Pierwsza bramka to wina Friedela. Zdarza się, choć tak doświadczonemu bramkarzowi nie powinno nic wpadać za kołnierz.
Z przodu spory bałagan, niedokładności i przypadku. Owszem były szanse, ale znowu celowniki nie teges. Tu zabrakło centymetrów tam pół metra i w końcu jest 0:2.