Lambert jak McLeish
Co może powiedzieć nowy menedżer drużyny po tym jak obejmuje schedę po poprzedniku, który nie podołał wyzwaniu? „”Jestem wniebowzięty, że trafiłem do tak fantastycznego klubu”” „”Zapomnijmy co było wczoraj i skupmy się na przyszłości”” „”Chcę aby gra Villi przynosiła radość kibicom”” blablabla.
Rok temu jedni po takich słowach i tak gwizdali, a inni trochę z niecierpliwością czekali co się wydarzy. Dzisiaj jest euforia. Te same słowa, te same ogólniki, a entuzjazm jakbyśmy mieli walczyć o mistrzostwo. Kto by tam patrzył na studzące zapał słowa Lamberta, że drużyna w przebudowie i wyniki nie muszą przyjść tak od razu.
Zapewne niektórzy dziennikarscy ignoranci będą dalej brnąć w powiązaniach AMc z Birmingham City nie dostrzegając faktu, że styl drużyn prowadzonych przez tego menedżera jest nieznośny. Lambert wygląda przy nim jak człowiek sukcesu mimo, że to jego szkocki ziomek zdobył Puchar Ligi, a on tylko awans i utrzymanie. Tyle, że gra Norwich pod wodzą PL był o niebo ciekawsza.
Lambert nie musi się bać na początku o frekwencję. Chociaż nie zapomina o fanach i im się lekko podlizuje wskazując, Aston Villa ma jedno z lepszych zapleczy kibicowskich w Premierleague i wierzy, że wspólna troska o klub sprawi, że zespół niesiony wsparciem fanów będzie grał zgodnie z oczekiwaniami. Lambert nie może się doczekać gdy zaczną się przygotowania do nowego sezonu. Czeka na treningi i ma nadzieję, ze uda mu się dobrze poukładać zespół. Jednocześnie między wierszami podpowiada, że zanim zespół osiągnie swój styl minie trochę czasu, a ważniejsze od stylu są wyniki.
Hmm czyżby chodziło o to, że lepiej w męczarniach wygrać 1-0 niż po ładnej grze przegrać 2-3? Czy to też wam czegoś nie przypomina?