Źródło:
Najpierw było niedowierzanie. Później smutek i żal, a w końcu wściekłość. Nikt już chyba nie ma złudzeń, że Aston Villa znalazła się w kryzysie, w jakim nie była od 20 lat, choć patrząc na skład zespołu trudno uwierzyć, że tworzą potencjalnego i całkiem realnego od wczoraj spadkowicza. Gdzie więc leży problem ? Czy to wina trenera specjalizującego się w spuszczaniu do Championship zespołów z Birmingham ? A może rozkład The Villans zaczął się od rozmontowania zespołu na skutek odejścia wielu zawodników i dodatkowo serii równoległych kontuzji czołowych graczy ?
Większość kibiców wskaże oczywiście McLeisha jako źródło obecnej sytuacji AV, ale chyba nie jest to jedyna przyczyną tego stanu rzeczy. Oczywiście nie oznacza to, że AML jest dobrym trenerem, bo takowym naturalnie nie jest. Po prostu nie potrafił stworzyć nowego, skonsolidowanego zespołu, który po sukcesach O'Neilla doznał wstrząsu kadrowego za Houlliera. Grzechem głównym AMLa była niechęć wobec rewolucji w kadrze, poprzez stopniowe włączanie młodych zawodników do składu od początku sezonu, aby mogli się sprawdzić, zgrać i oszlifować umiejętności. W konsekwencji przez większość sezonu gra toczyła się utartymi schematami ze znacznym skoncentrowaniem na grze defensywnej, co w konsekwencji przyniosło The Villans 23 punkty i to raczej dzięki doświadczeniu i klasie zawodników niż błyskotliwej taktyce McLeisha.
Życie na Villa Park toczyło się miło dla McLeisha, którego gorąco popierał Lerner, a który uwierzył w plan Szkota zbudowania nowej Aston Villi od przyszłego sezonu. Niestety, błogi stan wegetacji skończył się wraz z kontuzjami czołowych zawodników, począwszy od Benta, a skończywszy na Dunne'ie. McLeish bez entuzjazmu wprowadzał na boisko Weimanna, Gardnera czy Bakera, ale okazało się, że gra The Villans nabrała rumieńców. Zamiast notorycznego dreptania pojawiły się dynamiczny wyścigi z piłką, zamiast grania na dwa podania (Given – ktokolwiek kto jest blisko – wykop do Benta), pojawiły się szybkie akcje skrzydłami (np. Barry Bannan), szybkie, krótkie, proste, celne i w tempo podania (np. Stephen Ireland), zakończone wrzutkami w pole karne, gdzie rozrabiał jak weteran Andreas Weimann.
Niestety, te przebłyski radosnej gry The Villans nie wystarczyły, by zniwelować tępą taktykę McLeisha. Konsekwencją był powolny zjazd AV do "strefy zrzutu", powolny głównie dzięki zaangażowaniu "akademików". Każdy kolejny mecz "teraz to już naprawdę przełomowy" okazywał się zawodem dla kibiców, a w miejsce wiary i nadziei zaczęło pojawiać się rozgoryczenie, zniechęcenie i wściekłość na trenera, bezkompromisowo wyrażana w postaci demonstracji kibiców oraz w trakcie meczów na Villa Park (we wczorajszym meczu skandowano żądanie zwolnienia McLeisha).
Poprzednie katastrofalne dla AV sezony w Premier League miały miejsce w latach 1994-95 i 2004-05, gdy The Villans zwyciężyli u siebie tylko 6 razy (dla przypomnienia: w tym sezonie tylko 4 razy). To, co bardziej żałosne, to fakt że w 13 ostatnich meczach Villa wygrała raz i że nie potrafiła zdobyć kompletu punktów z najsłabszymi zespołami, jeszcze niedawno typowanymi do wypełnienia strefy spadkowej (QPR, Wigan, Bolton, Blackburn). Ostatnie kolejki wykazały, że podczas gdy AV tkwi w piłkarskim marazmie, to one osiągnęły poziom determinacji, który umożliwił im zdobywanie kompletu punktów w meczach z czołowymi zespołami. Konsekwencje tej sytuacji widać w tabeli. The Villans wciąż unoszą się 3 punkty nad strefą spadku, ale pozostały jeszcze trzy kolejki, które mogą jednak okazać się trzema ostatnimi gwoździami do trumny AV w PL.
Czy w obecnej sytuacji można jeszcze uratować AV ? Raczej tak, o ile ktoś będzie potrafił zmotywować chłopaków i o ile McLeish poprosi o pomoc kogoś mądrzejszego (Kevina MacDonalda chociażby). Pozostaje też pytanie co dalej ? Na pewno kolejny sezon z McLeishem w którejś lidze. AML jest bowiem tak pewny swojej pozycji, że już po meczu stwierdził, iż pomimo żądań kibiców jego natychmiastowego zwolnienia to wciąż ma poparcie Lernera i Faulknera. Swoja drogą za co najmniej zaskakujące należy uznać stwierdzenie McLeisha, że taki wybuch niechęci wobec niego ze strony kibiców zdarzył się.... po raz pierwszy ! Ale on oczywiście się nie ugnie, bo choć nie może już liczyć na kibiców, to wciąż ma wsparcie Lernera i Faulknera, którzy mówią mu by chodził z podniesioną głową (sic!). Poza tym zamierza walczyć i pozostać w Premier League.
A na koniec cytat dnia z serii "z McLeisha wzięte": "Nie rozumiem reakcji kibiców. Wyszliśmy na zasłużone prowadzenie, a sytuacja w grze się odwróciła i stała się nieprzyjemna (dla AV)".
Na dodatek ma zła prasę. Szkalują go, że gra defensywny futbol nawet gdy wystawia 3 napastników w składzie. A jak on ma grać z takim MU? Przecież nie otwartą piłkę. Taka Chelsea zagrał toporną rąbankę i wszyscy chwalą Di Matteo, a jak on gra rąbankę to go ganią.
Ale w przyszłym sezonie to on pokaże. I tak będziemy mieć menago na lata i za rok będziemy szykowac się do derbów z Walsall
guardian.co.uk/football/blog/2012/apr/25/aston-villa-fans-alex-mcleish?INTCMP=SRCH
Prasa nas coraz mocniej wspiera. Szkoda, ze tak pozno.
Nomen omen zdobyliśmy wtedy 36 pkt.
McLeish pisze historię i zostanie legendą. Mówię wam. Spuścić 2 drużyny z jednego miasta i to rok po roku to ... brak mi słów.
To, że Aston Villa może spaść było dla mnie tak niepojęte i takie kosmiczne jak to, że Chelsea z przeterminowanymi gwiazdeczkami i topornym, statycznym futbolem jest w stanie wyeliminować z LM Barcelonę przy której onanizuje się połowa piłkarskiego światka, a jednak to drugie się stało, a to pierwsze jest coraz bardziej realne.
tak było po meczu , nikt by sie nie spodziewał, że za dwa lata bedziemy w czarniej...
łza się w oku kręci
Pamiętacie?