Źródło:
Udało się wygrać po raz drugi z rzędu naszej drużynie i oddalić się od strefy spadkowej na sześć oczek.
Jeżeli patrzeć na Aston Villę jako na drużynę walczącą o utrzymanie to dzisiejsze spotkanie było jednym z tych za sześć oczek. Jednak patrząc na obecną formę The Villans czarne myśli o walce o przetrwanie w Premiership odchodzą na dalszy plan. Mecz z Wigan miał dać odpowiedź czy forma naszych piłkarzy zwyżkuje i czy Aston Villa zacznie w końcu się piąć w górę tabeli.
Do przerwy mieliśmy wynik bezbramkowy. Pierwsi groźną sytuację stworzyli gospodarze, kiedy po strzale głową Di Santo piłka poszybowała minimalnie nad naszą bramką. Chwilę później Darren Bent miał okazję, którą powinien zamienić na gola, ale mając przed sobą tylko bramkarza postanowił podać mu piłkę. Gra naszej drużyny wyglądała dość schematycznie i bardzo często staraliśmy się rozwiązywać akcję dośrodkowaniami w pole karne rywali. Natomiast nasi rywale starali się uderzać z dystansu, ale robili to w taki sposób, że Friedel nie miał większych problemów z żadnym ich strzałem.
Prawdziwe emocje i bramki pojawiły się w drugiej części spotkania. Pierwszego gola meczu i pierwszego gola w lidze w tym sezonie zdobył Gabby Agbonlahor, który w zamieszaniu tuż przy linii bramkowej wpakował piłkę do siatki tuż obok (chyba faulowanego wcześniej) Al Habsiego. Sędziowie jednak bramkę uznali i wyszliśmy na prowadzenie po pięćdziesięciu minutach gry. Nasza drużyna nie osiadła jednak na laurach i na podwyższenie rezultatu czekaliśmy ledwie jedenaście minut. Najpierw Ash został sfaulowany w polu karnym rywali, a chwilę wcześniej sam poszkodowany pewnie zamienił jedenastkę na bramkę. Ale żeby fani nie mieli zbyt dobrych humorów w końcowych minutach nasi piłkarze musieli zadbać o podwyższenie poziomu adrenaliny u każdego kibica AV. W 80. minucie McCarthy uderza zza pola karnego, piłka odbija się od Collinsa, myląc zupełnie Friedela i tracimy bramkę. Ostatnie dziesięć minut plus cztery doliczone to ostre bicie serca każdego fana AV. Wigan postawiło wszystko na skomasowane ataki, a my się broniliśmy. Na całe szczęście wynik rozpaczliwej obrony w ostatnich minutach przyniósł ten sam efekt co w sobotnim meczu i po końcowym gwizdku sędziego mogliśmy unieść ręce w geście triumfu.
Wynik dobry, gra całego zespołu również nie najgorsza. Może więcej można się było spodziewać po Makounie. Nasz sześciomilionowy nabytek grał dość przeciętnie dzisiaj, co zaowocowało zmianą po niespełna godzinie gry. Jakiś brak szybkości, reszta drużyny jakby nie chciała do niego podawać i szybko złapany żółty kartonik, to w telegraficznym skrócie opis dzisiejszego debiutu J2M.
Baker dał radę. Kapitalny mecz Cuellara oraz NRC i bardzo dobrze, że zamiast Petrowa. Makoun nic nie pokazał. Dobrze, ze nie kupiliśy Rodallegi, bo były takie ploty.
1. GAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAABBY
2.NRC w forimie i grał zamiast PEtrova
3. z Bakera beda ludzie!