

Źródło: Skysports.com
Martin O'Neill ubolewa nad porażką z Liverpoolem, twierdząc że jego zespół powinien wygrać. Irlandczyk mówi, że największym bohaterem okazał się Pepe Reina.
Trener Aston Villi miał głowę w dłoniach, gdy w doliczonym czasie gry Fernando Torres wpadł w pole karne gospodarzy i pokonał Brada Friedela, ustalając wynik meczu.
Wczorajsze zwycięstwo dało Liverpoolowi większe szanse na grę w Lidze Mistrzów, natomiast "The Villans" oddalili się przez tą porażkę od Big Four.
LFC nie przegrał na Villa Park od lutego 1998r. Podopieczni Rafy Beniteza trzy punkty we wtorkowym starciu zawdzięczają w dużej mierze swojemu bramkarzowi, Pepe Reinie, który skutecznie bronił swojej świątyni. Hiszpan wykazał się swoimi umiejętnościami szczególnie przy strzałach Downinga i Agbonlahora.
Martin O'Neill twierdzi, że jego zespół nie powinien przegrać tego spotkania: "Ich bramkarz w niektórych momentach bronił niewiarygodnie. Dzięki niemu wygrali. To my powinniśmy schodzić z boiska dumni, nie oni. Mieliśmy szansę na zwycięstwo, lecz ją zaprzepaściliśmy. To dla nas okrutny cios, ale będziemy walczyć" - mówi MON.
Po klęsce z Arsenalem 0:3 i przegranej z Liverpoolem, AV stanęła w miejscu w tabeli ligowej.
O'Neill zapewnia, że jego drużyna wróci silna w nowym roku: "To dla nas na pewno cios, bo przegraliśmy dwa mecze w okresie świątecznym. Wczoraj powinniśmy mieć trzy punkty. To nie jest koniec świata, to krok wstecz, ale my będziemy walczyć ze swoimi błędami."


