Źródło:
Pierwsze trofeum zdobył na Villa Park. Klub, który przeżywa wspaniałą przygodę z profesjonalnym futbolem w ostatniej dekadzie. Klub, który przez sto lat był na futbolowych peryferiach by nagle w XXI wieku rozpocząć pisać nową historię i to historię, którą przewidziałem około 2000 roku.
Jeszcze dwa tygodnie czekania na początek. Jeszcze niemal miesiąc spekulacji transferowych, ale w Aston Villi chyba karty rozdane. Drużyna sformowana, a jedynie władze niech się martwią gdzie znaleźć kasę na utrzymanie paru paliwożernych limuzyn. Albo znajdą nowych nabywców albo postoją przynajmniej do stycznia w garażach AVFC.
Zanim doczekamy się poważnych spotkań Aston Villi popatrzmy na ruszający sezon Championship. Niektórzy mówią, że to prawdziwa liga angielska, choć też już dotknięta kryzysem globalizacji futbolu. Pozdrowienia dla Rycha, ale ja patrzę na Yeovil Town.
Każdy kto bawił się w futbolowe gierki w pewnym czasie podejmował wyzwanie by z "buraczaną" drużyną zdobyć majstra. W zamierzchłych czasach raczkującego CM-a Ponoć trójka i tak była najlepsza:) Moją buraczaną drużyną z 5 ligi było właśnie Yeovil Town.
Początki futbolu w tym niewielkim miasteczku to rok 1890. Klub ewoluował, ale grywał jedynie w lokalnych rozgrywkach. Największym sukcesem w stuletniej historii było wyeliminowanie w 4 rundzie Pucharu Anglii Sunderland. Taki peryferyjny klubik z kopiącymi się po czołach piłkarzami przejął we władanie Mr. Lepiej i doprowadził do Premierleague, a wszystko to ok 2000 roku. W czerwcu 2001 roku klub objął Gary Johnson i zrobił w realu to co lepiej w świecie wirtualnym. Pierwszy rok pracy Johnsona zakończył się zdobyciem pierwszego trofeum w historii klubu. Yeovil Town w finale FA Trophy (taki Puchar Anglii dla drużyn półamatorskich), który rozegrano na Villa Park pokonał 2-0 Stevenage Borough. W następnym sezonie Yeovil zdemolowało ligę Conference i awansowało do profesjolanych rozgrywek zdobywając 100 goli i 95 punktów. Tyle to nawet chyba ja nie wykręciłem.
Drużyna zaaklimatyzowała się w poważniejszym futbolu i w debiucie utrzymała się na ósmym miejscu, ale rok później wzięła szturmem 4 ligę i z mistrzostwem ligi awansowała do dzisiejszej League One. Gary Johnson już sobie zapracował na pomnik w mieście. Legendą został nie tylko ze wzgledu na wyniki, ale też takie sytuacje jak w meczu z Pymouth, gdy jego syn przez przypadek strzelił gola gdy piłkarz rywali leżał na boisku czekając na interwencję lekarza. Menedżer poprosił piłkarzy, by dali rywalom wyrównać.
W 2005 roku spróbował swoich sił w pobliskim Bristolu. Tam z City przegrał finał play-off o awans do Premierleague. Po kilku latach mniej lub bardziej udanych wrócił do Yeovil. The Glovers wciąż walczyli o to by utrzymać się w League One. Z mikro budżetem i stadionem na 9 tysięcy miejsc potrafili w 2007 roku zablokować awans do Championship Nottingham Forest wygrywając w pierwszej rundzie baraży. W finale musieli uznać wyższość Blackpool, który wkrótce zameldował się w Premierleague.
Jednak ostatnie 3-4 lata to walka o utrzymanie. Do skazanych na pożarcie wrócił Johnson i jeszcze raz pomógł się utrzymać. Jednak rywale ligowi się powzmacniali, a YTFC zostało skazane na odstrzał i Gary Johnson znowu dokonał cudu. Jego drużyna kończąc sezon na 4 miejscu mogła w barażach powalczyć o awans. Udało się ograć faworyzowane Sheffield United, a w finale Yeovil pokonało Brentford.
Eksperci stawiają drużynę Yeovil Town w gronie murowanych faworytów do spadku. To już za wysokie progi dla takiego kopciuszka, ale Johnson się śmieje, że to jest główny argument by się utrzymać. Na początek jego piłkarze przywitali się an The New Den i pokonali Millwall 1-0. Podoba mi się komentarz kibica, który określił drużynę Johnsona jako armię zombie. Gdy wszyscy już ich chcą pogrzebać, już szykują stypę to oni powstają z umarłych i straszą dookoła. Taaaak. Bójcie się tam w Championship. Yeovil przybyło by straszyć kluby z wieloletnimi tradycjami i ze stadionami, na których można pomieścić wszystkich mieszkańców miasteczka z Sommerset.