Realnie rzecz biorąc to ponoć ostatnia nasza szansa na zdobycie punktów w tym sezonie. Co prawda są matematyczne szanse na to, że nawet te marne 35 punkcików, które uciułał Lambert ze swoim projektem może wystarczyć na utrzymanie to lepiej zamiast oglądać się na matematykę powiększyć swój dorobek z Tygrysami. Wygrana praktycznie dałaby utrzymanie. Nawet remis wydaje się być drogocenny.

Hull się jednak nie podłoży. Maja 37 punktów i wcale nie są tacy pewni czy zostaną. Owszem mają o wiele bardziej komfortową sytuację niż The Villans, ale zawsze odrobina wątpliwości pozostaje. Mecz z Fulham gdy przegrywali 2-0 by wyciągnąć na 2-2 powinien być wystarczającym straszakiem przed sobotnią potyczką. W porównaniu z pasmem przegranych w wykonaniu AVFC ten strach się tylko potęguje.

Jeszcze rzut oka na tabele i kalendarz.

Villa ma trzy mecze do rozegrania. Z Hull u siebie i dwa wyjazdy do Manchesteru City, które musi wygrywać by zdobyć mistrzostwo i do Londynu gdzie Spurs walczy o 5 miejsce.

Tymczasem Sunderland mające 3 punkty straty do The Villans grają z ManUnited, zaległe spotkanie z West Bromem i kończą sezon ze Swansea, które zapewniło sobie utrzymanie lejąc ostatnio drużynę Lamberta.

3 punkty straty do The Villans mają również piłkarze Norwich, którzy maja hardkorowe zakończenie w postaci potyczek z Chelsea i Arsenalem.

4 punkty traci Fulham, który gra ze Stoke i Palace. Obaj rywale graja o pietruszkę, ale to Anglia nie Polska i wcale się nie położą na boisku, a grając na luzie mogą pogrążyć Wieśmaków.

Pogrążone Cardiff traci 5 punktów, choć w meczach z Newcastle i Chelsea nie jest bez szans na punkty.

Szczerze to mam dziwne przeczucie, że lepiej nam pójdzie z Tottenhamem niż z Hull.