

Każdy kibic Aston Villi przecierał oczy ze zdumienia jak patrzył na to co działo się na Anfield do przerwy. Nasi piłkarze po pierwszym kwadransie kiedy to musieli się bronić przed atakami gospodarzy, zaczęli grać lepiej i po 45 minutach Villa prowadziła na boisku rywala dwoma bramkami.
Na początku spotkania mogliśmy już przegrywać. najpierw dwa strzały w bramkę jakimś cudem blokowali nasi obrońcy, a zwieńczeniem sytuacji było pudło Gerrard'a z 3 metrów.
W 34 minucie Mascherano fauluje Petrov'a i mamy rzut wolny z 30 metrów. Ashley Young zagrywa w pole karne, piłka trafia Lucas'a i kompletnie zmylony Reina nie miał szans na interwencję. Piłka ląduje w siatce i prowadzimy 1-0.
Potem Aston Villa przeszła do ataku i musiała uważać na bardzo groźne kontry gospodarzy. Po jednej z kontr tylko dobra interwencja Friedel'a uchroniła nas od straty bramki.
Kiedy wszyscy piłkarze Liverpool'u czekali już aby zejść na przerwę, nasi piłkarze wywalczyli rzut rożny. Do dośrodkowania najlepiej wyskoczył Davies i strzałem głową umieszcza piłkę w siatce. Na zegarze 47 minuta, a na widowni konsternacja.
W drugiej połowie tempo meczu wzrosło, co zaowocowało wieloma akcjami ze strony obu drużyn.
Jednakże kontaktowa bramka dla Liverpoolu padła dopiero w 72. minucie, Fernando Torres wykorzystał dogranie piłki i uderzając z pierwszej piłki umiescił futbolówkę w siatce.
Na odpowiedź The Villans nie trzeba było długo czekać, dwie minuty później w polu karnym Pepe Reiny faulowany był Nigel Reo-Coker, sędzia nie miał wątpliwości - karny dla gości.
Do piłki podszedł Ashley Young, dla którego nie był to mecz życia, jednak z zimną krwią wykorzystał rzut karny, umieszczając piłkę w lewym okienku bramki golkippera Liverpoolu.
I tak oto niemożliwe stało się faktem, twierdza Anfield Road po ośmiu latach ponownie została zdobyta przez rycerzy z Birmingham.
Życzmy sobie wzajemnie, aby w każdym meczu The Villans wykazywali taką determinacje i zaangażowanie jak w tym spotkaniu.
Ryzyko wymuszone brakami kadrowymi i zastosowanie taktyki 4-5-1 było strzałem w dziesiątkie, nieprzypadkowo, w końcu w zeszłym sezonie owa taktyka doprowdziłas nas na 4. miejsce w trakcie zeszłego sezonu.