

Aston Villa zagrała dzisiaj tak jak nas do tego przyzwyczaiła w końcówce poprzedniego sezonu. W skrócie mówiąc nasi gracze zagrali jak juniorzy, bo to czego dzisiaj dokonali nie przystaje zawodowcom.
Ale po kolei...
Mecz zaczęliśmy z wysokiego "C". Agbonlahor pokazał, że jeśli się jest w formie to można się pośliznąć (mecz z Portsmouth) czy nawet skiksować, a piłeczka i tak wyląduje w siatce rywali. 2. minuta i 25. sekunda i Aston Villa prowadzi na Ewood 1-0.
Po bramce otwarcia następuje okres, kiedy nasi rywale powoli, spokojnie coraz bardziej osiągają przewagę, którą dokumentują zdobyciem bramki. W 24. minucie stoper gospodarzy znalazł się w naszym polu karnym, wykorzystał fatalne wybicie, a może podanie? Dunne'a, i spokojnym strzałem obok bezradnego Friedel'a umieszcza piłkę w siatce. 25 minut gry i na tablicy wyników mamy remis.
Do końca pierwszej połowy, jeśli już nasi piłkarze doszli do pozycji strzeleckiej, to albo uderzali niecelnie, albo trafiali prosto w rękawice Robinson'a.
Na przerwę więc piłkarze schodzili przy wyniku 1-1.
Po 10 minutach pierwszej połowy MON zdecydował się zdjąć Delph'a, który złapał żółtą kartkę za faul taktyczny. Chyba każdy się spodziewał, że MON postawi na Reo-Coker'a, ale Martin pokazał, że jest menedżerem nietypowym i za pomocnika wprowadził napastnika na 35 minut do końca meczu. Tak więc przez ponad pół godziny przy wyniku remisowym mieliśmy grać 3 napastnikami.
Jednak szybko wyszło, że mimo iż po boisku biega trzech snajperów, gramy ustawieniem 4-4-2. Typowy rosły napastnik - Emile Heskey - biegał na lewym skrzydle, a typowy skrzydłowy - James Milner - grał w środku pola.
W 67 minucie Vince Grella dostaje drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartkę. Przy takim składzie naszej drużyny cel wydaje się jeden, zdobycie zwycięskiego gola.
I przez dwadzieścia minut bijemy głowa w mur. Każda nasza akcja kończy się niedokładnym podaniem, a komentator co chwila powtarza "so close". Do tego trzeba wliczyć kontry gospodarzy. Po jednej spóźniona obronę musiał asekurować Friedel poza polem karnym.
No i przyszła w końcu felerna dla nas 88 minuta, kiedy Di Santo, młodziutki napastnik Blackburn, zmusza doświadczonego Richard'a Dunne'a do popełnienia błędu i zagrania piłki ręką w polu karnym. Sędzia bez wahania wskazuje na wapno. Drugi Dunn, który w przeciwieństwie do "naszego" rozgrywał świetne zawody, strzelił w przeciwległy róg bramki, do tego w który rzucił się Friedel i gospodarze grając w 10 na 11 wychodzą na prowadzenie.
Blackburn dowiozło to prowadzenie do końca mimo iż sędzia doliczył aż 4 minuty. Co tu dużo mówić. Daliśmy się ograć grając z przewagą piłkarza. Czyżby Top4 to za wysokie progi dla naszej drużyny?